„Kłopotem nie jest to, ile lekarze zarabiają na kontraktach. Problem leży w innym miejscu”

Dodano:
Wojciech Wiśniewski Źródło: Archiwum prywatne / Wojciech Wiśniewski
My jesteśmy przede wszystkim za tym, żeby zwiększyć przejrzystość wydatkowania środków publicznych, zwiększyć odpowiedzialność zarządzających za decyzje, które podejmują – mówi Wojciech Wiśniewski.

Kwestia zarobków lekarzy od dawna budzi spore emocje, zarówno w środowisku medyków, jak i wśród pacjentów. Minimalne wynagrodzenie medyków i innych pracowników systemu ochrony zdrowia zatrudnionych na umowę o pracę jest ustalane na mocy ustawy i jest aktualizowane każdego roku.

Jednak zainteresowanie budzi przede wszystkim wynagrodzenie lekarzy pracujących na kontraktach. Są lekarze – to bardzo niewielka część w całej grupie – którzy miesięcznie potrafią zarobić 100, a nawet 300 tys. miesięcznie. Dlatego jednym z pomysłów Ministerstwa Zdrowia ma być ograniczenie tzw. kominów płacowych i ustalenie górnej granicy zarobków dla takich medyków.

Jednak, jak podkreśla Wojciech Wiśniewski, członek Komitetu ds. Ochrony Zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich, zespołu doraźnego Rady Dialogu Społecznego ds. Ochrony zdrowia oraz Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia, problem nie leży w wysokości zarobków.

Adrian Dąbek, NewsMed: W listopadzie odbędzie się posiedzenie Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia, na którym będzie omawiana kwestia wynagrodzenia lekarzy. Jednym z wątków, w sumie najbardziej medialnym, mają być zarobki lekarzy kontraktowych. MZ chce ustalić górny pułap takich wynagrodzeń. Czy to jest faktycznie sposób na poprawę sytuacji dotyczącej wynagrodzeń lekarzy i w szerszym kontekście – pieniędzy w systemie ochrony zdrowia?

Wojciech Wiśniewski, ekspert ds. ochrony zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich: Sam pomysł nie jest nowy. Wydaje mi się, że pierwszym środowiskiem, który głośno mówił o konieczności ustawienia tego górnego poziomu, było środowisko szpitali powiatowych. Stąd zapewne inspiracja dla propozycji ministerialnych. Co do zasady, wydaje mi się, że nie jest to najlepszy sposób ograniczenia zjawiska kominów płacowych. Powinniśmy zachować swobodę zawierania umów, natomiast my będziemy wspierać działania zmierzające do ustawienia maksymalnego poziomu rekompensaty tych wynagrodzeń ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia.

Kłopotem nie jest to, ile lekarze zarabiają na kontraktach, tylko wyzwaniem jest to, że nie mamy odpowiednio dużo przychodów z podatków, żeby te wynagrodzenia pokryć.

Szanując wolność zawierania umów i szanując też wolny zawód, jakim są lekarze, to sądzę, że lepszym rozwiązaniem byłoby ustawienie maksymalnego poziomu rekompensaty ze środków publicznych na poziomie, który zaakceptuje również społeczeństwo, które ten system finansuje.

Mówi się też, że problem nie leży w kwotach, tylko w bardzo różnych mechanizmach wynagrodzeń lekarzy.

Kłopotem jest to, że w polskim systemie ochrony zdrowia za wykonywanie podobnej pracy można otrzymywać radykalnie różne wynagrodzenia. Minimalne zarobki lekarzy na podstawie umowy o pracę, które są w ustawie, często dotyczą ośrodków klinicznych o najwyższej referencyjności. A jednocześnie te kominy płacowe występują w szpitalach powiatowych. Musimy więc dokonać daleko idących interwencji, które prawdopodobnie będą musiały być podzielone na kilka etapów.

My jesteśmy przede wszystkim za tym, żeby zwiększyć przejrzystość wydatkowania środków publicznych, zwiększyć odpowiedzialność zarządzających za decyzje, które podejmują. Dlatego też nie ukrywam, że jako strona pracodawców będziemy proponować dalej idące regulacje dotyczące wynagrodzeń kontraktowych i nowelizacji ustawy podwyżkowej, biorąc pod uwagę, jak w katastrofalnej sytuacji jest NFZ.

Każdy powinien trochę ustąpić, bo jeżeli wszyscy nie ustąpimy chociaż troszeczkę, to ten system, jaki znamy, przestanie istnieć i to bardzo szybko.

Jeszcze wrócę do tej proponowanej górnej granicy dla lekarzy kontraktowych w wysokości 40-48 tys. Pojawiły się głosy, że w przypadku wysokiej klasy specjalistów to jest wręcz niegodna kwota.

Pytanie, jakbyśmy mieli wyznaczyć tych specjalistów wysokiej klasy i specjalistów niższej klasy. Taki podział wydaje mi się krzywdzący. Te czterdzieści kilka tysięcy złotych w Polsce to poziom wynagrodzenia nieosiągalny dla znakomitej większości obywateli. Wydaje mi się, że jest to więcej niż godne wynagrodzenie. Nie jesteśmy jeszcze na poziomie Norwegii czy Szwajcarii. I być może nigdy nie będziemy. Ale kiedy dokonaliśmy przeglądu regulacji wynagrodzeniowych w innych krajach, to wydaje mi się, że te zarobki specjalistów medycznych w Polsce są na pewno na europejskim poziomie. A koszty życia są dużo niższe niż na Zachodzie.

Na pewno są specjaliści, którzy powinni zarabiać więcej niż 40 tys. zł, bo mamy w Polsce wielu lekarzy światowej próby, wielkie autorytety w swoich dziedzinach.

Natomiast kominy płacowe nie występują w szpitalach uniwersyteckich, tylko bardziej w powiatowych. Więc pytanie, czy na pewno zjawisko bardzo wysokich zarobków dotyczy osób uprawiających medycynę na najwyższym poziomie. Pozwolę sobie w to wątpić, oczywiście doceniając ich rolę, bo bez szpitali powiatowych nie da się zapewnić opieki Polakom.

Jednak takie nadmierne upraszczanie nie sprzyja racjonalnej debacie, więc traktuję taką wypowiedź jako głos w dyskusji, ale nie wydaje mi się, żeby była reprezentatywna dla środowiska.

Źródło: NewsMed
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...